#1 2016-09-27 09:22:15

 Nomek

Administrator

Bezpańskie psy [WH]

Miasto Grunburg, Reikland (100 mil na północny zachód od miasta Nuln)



https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/59/dc/81/59dc813519f7efce13c9594be783765d.jpg



Grunburg – jedno z wielu miast zaopatrujących Imperium w produkty spożywcze: takie jak chmiel, pszenicę, jęczmień, warzywa czy też wełnę. Z pozoru proste, średnio rozwinięte na przestrzeni ćwierć wieku zyskało na znaczeniu dzięki prężnie rozwijającym się manufakturom, dobrej pozycji strategicznej oraz układom z gildiami kupieckimi. Miejsce wymiany dóbr, sypialnia sprzedawców i kupców, miejsce niekoniecznie taniej i legalnej rozrywki. Tam gdzie pojawiały się monety, tam zjawiały się inwestycje, a te wymagały kierowania. Niewidoczne gołymi okiem nitki lalkarzy, czyhających w cieniu. Strumień pieniędzy płynął w obie strony, uchodząc przy tym gdzieś w bok, lecz tylko nieliczni mieli dostęp do tego źródła. Sekret ten strzeżony był pilnie, sporym kosztem – wliczając w to daninę krwi. Miejsce, gdzie mogłem się stać wpływowym bogaczem, bądź nikomu niepotrzebnym żebrakiem. Burdele, hazard, tępione pod karą śmierci używki, egzotyczne, rzadkie towary, niewolnicy, owoce lędźwi ziemi. Chociaż nie mówiło się o tym głośno władzę nad miastem pełniła gildia złodziei, posiadająca w kieszeni straż, burmistrza oraz pozostałe, najważniejsze persony. Nieważne czy chodziło o łapówki czy groźby – musiałeś być z szarymi eminencjami albo kończyłeś z nożem w jakieś ciemnej uliczce. Każdy kto posiadał chociaż śladową inteligencje oraz odrobinę instynktu samozachowawczego wiedział co, jak i z kim trzymać.
Najważniejszą zasadą miasta było jednak: nie ufać nikomu.

Minęło dwadzieścia lat od ostatniego, większego najazdu chaosu, który nie dotknął tak mocno miasta jak przejście Czarnej Śmierci. Część uważała, że winni byli sprowadzeni z południa niewolnicy, inni, że to kara za grzechy wymierzona przez samego Sigmara, jeszcze inni, że to klątwa wyznawców chaosu. Prawdy nie odkryto, jednak zaraza zebrała straszliwe żniwo nim ucichła, ostatecznie zanikła. Było to wielkie zwycięstwo wrogów ludzkości, gdyż sama choroba nie była tak straszliwa jak groza i rozpacz, które popchnęły społeczność do bratobójczych walk.
Aktualnie stanowiło to nieprzyjemną przeszłość o której nikt nie lubił rozmawiać, a wspominanie o tym wywoływało raczej ogólne pogorszenie humoru i dezaprobatę. Życie toczyło się dalej, ludzie rodzili się i umierali, a interesy kręciły się dalej.
Miasto posiadało niezbyt wysokie, kamienne mury, parę wieżyczek oraz dwie bramy zamykane na wieczór. Nie oznaczało to, że nie można było dostać się do miasta nocą. Po prostu wymagało to krzyczenia, pukania, łapówek oraz zwykle czekania do granic cierpliwości.
Za dnia kwitł handel, stragany kusiły kolorowymi, pachnącymi i pięknymi dobrami solidnej roboty, magazyny przyjmowały i wydawały olbrzymie ilości towarów, które niedługo później miały opuścić mury miasta na przeładowanych wozach. Niewielka ilość warsztatów rzemieślniczych świadczyła o braku popytu na pewne dobra i usługi. Jednak to miał głowę na karku zawsze mógł dobrze zarobić. W ten osób sposób powstało mnóstwo karcz, pubów oraz sypialni, które gościły kupców, podróżnych oraz najemników wszelakiego sortu. Za dużo gotówki? Nic prostszego. Jak grzyby po deszczu powstawały burdele, domy hazardu oraz uciech. Nadzór nad miastem pełniła ochotnicza straż miejsca, wojsko oraz stojący za nimi bandyci z gildii złodziei.
O pracę było stosunkowo łatwo. Straż i Imperialne wojsko zawsze poszukiwało ochotników, w magazynach zawsze można było dorobić jako tragarz, nosząc niebotycznie ciężkie, mnogie ilości towarów. Jeśli miało się dość talentu i szczęścia można było spróbować szczęścia jako czeladnik u jednego z mistrzów rzemieślniczych lub kupieckich. Posiadający niezwykłe talenty szybko byli rekrutowani przez gildię złodziei, licząc na awans i lepsze łupy. Indywidualizm był ryzykowny, gdyż szare eminencje nie lubiły intruzów na swoim terytorium. Jeśli przyjazne wiadomości nie skutkowały nierzadko dochodziło do bardziej stanowcz
ych przekazów. Nie mniej życie toczyło się dalej, a dobrze naoliwione tryby kręciły do przodu.


-------------------------------------------------------------------------------
Postać: Mortimer
Profesja: Złodziej

Offline

 

#2 2016-09-28 21:35:45

 Eternity

Administrator

Re: Bezpańskie psy [WH]

Krew ściekała mu po knykciach obydwu pięści, oddech był ciężki, a płuca odmawiały posłuszeństwa, jednak adrenalina wciąż pompowana była przez żyły, agresja coraz bardziej przejmowała kontrole. Kolejny cios spada na jego twarz, słyszy dosłownie gruchot własnej szczęki, pada na czworaka na ziemię. Dziki uśmiech wypełza na zakrwawione i niemal poszarpane od ciosów wargi, głębszy wdech, kłucie w klatce, nic nowego, w uszach krzyki tłumu, nad głową przeciwnik czekający aż się podniesie. Z trudem po paru sekundach staje na chwiejnych nogach, nie widzi na prawe oko, nos ma strzaskany, szczęka dolna zwisa lekko i puchnie niemiłosiernie szybko, lecz to go nie pozbawia chorego uśmiechu. Wykonał ruch głową ku swojemu oponentowi jakby chciał powiedzieć, i co tylko na tyle cię stać? Mężczyzna, dość pokaźnej postury najwyraźniej zrozumiał przekaz co poskutkowało odzewem w postaci warknięcia a potem zamachu prawicą. Niestety nim pięść sięgnęła celu dwa proste , niezwykle szybko wyprowadzone, roztrzaskały tą resztkę twarzy jaką jeszcze miał jego przeciwnik, po nich poszedł lewy hak od boku,  następnie szybko z prawej hak od dołu prosto w szczękę i nim ogłuszony, zdezorientowany i całkowicie pozbawiony możliwości ataku człek w ogóle zrozumiał co nastąpiło, chwycił go za barki i z całych sił przywalił mu własną głową. Pokonany padł jak kłoda. Splunięcie w bok, krew mieszała się z miękką ziemią małego ringu w jakim teraz stał otoczony tłumem gapiów na moment pozbawionych tchu, stan ciszy był jakże nienaturalnym dla tego miejsca.
    - Tylko na tyle was stać ? nie macie kogoś lepszego, kogoś kto będzie w końcu prawdziwym wyzwaniem?! – Ryknął ile sił w płucach miał, obracając się tak aby wzrokiem przejechać po twarzach zebranych. Pospolite męty, złodzieje, hazardziści, uliczne cwaniaczki, obstawiający, przyjmujący zakłady, potencjalni chętni do walki, czyli śmietanka tego miasta.
Nikt się nie odezwał, zaś po chwili wszyscy zgodnie podnieśli wrzask, jedni, bo przegrali inni z radości, bo zarobili. Splunął jeszcze raz, ktoś już ściągał nieprzytomnego z ringu, zaś on sam ruszył, przepychając się przez tłum, do stolika gdzie siedział główny osobnik od zakładów i wypłat.
    - Twoja dola, - osobnik raczej postury był wątłej, lecz nikt raczej nie chciał z nim zadzierać, wyglądem przypominał nieco szczura, wydłużona twarz, wąskie oczy, małe usta, blada cera, w dodatku ubrany był jakby zaraz miał uczestniczyć w oficjalnej popołudniowej herbatce u gubernatora. Gref chwycił mieszek, nie liczył, nie było sensu, wiedział ile brakuje, dlaczego brakuje, oraz, zę reszt i tak trafi powrotem do kieszeni tych co tym wszystkim zarządzali. Ciało pulsowało bólem niemiłosiernie, stoczył trzy walki, jeszcze jedna i pobił by swój rekord na ringu. Znalazł wolny stołek i począł ścierać brudną, starą szmatą krew z twarzy, która już nosiła wyraźne ślady dość paskudnej przeszłości. Czemu brał udział w tych walkach ? czemu w ogóle pchał się na ring nie będąc nawet wystarczająco rosłym osiłkiem? Po prostu nic nie dawało mu większego kopa aniżeli rozoranie komuś gęby gołymi pięściami, a w dodatku jeszcze mógł na tym zarobić.


______________________________________________

http://pics.tinypic.pl/i/00432/o8yjigbxrfgk.jpg

Offline

 

#3 2016-10-01 12:02:50

 Nomek

Administrator

Re: Bezpańskie psy [WH]

Żądna krwi hołota powoli się rozchodziła: czy to do swoich zajęć, czy też do wcześniej zajmowanych stolików. Świętować wygraną, bądź zatopić smutki w kieliszku czystej z powodu przepierdolenia sporej sumy. Każdy powód był dobry by się najebać. Nieliczni pogratulowali ci kolejnego zwycięstwa: znane ci z widzenia twarze brzydali, których jedną z kurew był hazard. Atmosfera hedonistycznego samozadowolenia pogłębiała się wraz z litrami wlewanego w trzewia alkoholu. Było głośno, siwo od dymu i śmierdziało tak, jakby ktoś niedawno się zrzygał. Co było bardzo prawdopodobne, że tak niedawno się stało. Prostaki, którym jedyne co do szczęścia było potrzebne to widzieć jak ktoś przelewa krew ku ich uciesze. Ilu miało dość duże jaja, aby stanąć do walki w obliczu niebezpieczeństwa? Ilu wybrałoby po prostu pchnięcie nożem w plecy? Mimo dużego zainteresowania dzisiejszego wieczoru dola i stawki były liche. Głównie ze względu na fakt, że twoja reputacja wprawiała w ruch odpowiednie plotki. Co raz mniej godnych przeciwników, co raz mniej na ciebie stawiało podbijając stawkę, a co za tym idzie – sumę do wygrania. Jeśli tak dalej pójdzie będziesz musiał poszukać dodatkowej, mniej przyjemnej roboty. Stary barman Jack, były weteran wojskowy, który dorobił się na kryzysie podał ci nie do końca czystą szklanicę bursztynowego, mocno pachnącego płynu. Sikacz, który można było się uchlać albo odkazić sobie rany. Siekiera dla prawdziwych koneserów.
-Nieźle ci dzisiaj poszło. - Rzucił i jak przystało na stereotypowego karczmarza począł kontynuować polerowanie szklanic brudną ścierą. W międzyczasie podawał jakieś ale, albo kwaśne jak diabli wino, zarabiając na tym grube pieniądze. Piwniczny pub z prowizorycznym ringiem do walk wyszedł mu na dobre. Odkąd organizował tutaj walki, klientów mu nie brakowało. Nie była to jedyna taka speluna, dostosowana do tego typu potyczek – jednak Mordownia sama za siebie mówiła wiele.
Było tak tłoczno, że większość po prostu stała – jeśli miała jeszcze dość siły w nogach. A między tym całym, społecznym gównem latały dwie posługaczki, urodziwe jak przejechany przez wóz pies. Niby miały cycki i dupy, ale trzeba byłoby być zdesperowanym i przede wszystkim naprawdę spitym by chcieć je z własnej woli chędożyć. Brudne, zawszone, pozbawione części zębów, gdy reszta była żółta. Twarze nieurodziwe, pokryte bliznami po ospie, zdecydowanie nieszczupłe. Czemu tu były takie posługaczki? Bo były tanie i nie było ryzyka, że jakąś trzeba będzie raz wywalić z powodu ciąży. Jack był przedsiębiorcą przez duże p.
-Znowu przyszedł ten chuj. Chcesz z nim pogadać? - Karczmarz nachylił się, aby słowa były skierowane bezpośrednio do ciebie. Problem był jednak taki, że było cholernie głośno – toteż musiał i tak krzyczeć, jednak otoczenie było tak spite i głuche, że nie miało to znaczenia. Pozory trzeba jednak było zachować. Jeśli skierowałeś wzrok, gdzie spoglądał twój znajomek dostrzegłeś stolik, który jako jedyny nie był zatłoczony. Siedziała przy nim trójka osób: dwójka typowych, łysych karków, osiłków od brudnej roboty, których sprałeś i spotkałeś mnóstwo. Jeden nie był problemem, zwłaszcza, jeśli nie miał broni. Dwójka potrafiła być wyzwaniem, gdyż z zasady byli wytrzymali. Ten, który siedział pomiędzy nimi, nie mógł się poszczycić porządną budową ciała, ale z pewnością lepszym strojem oraz opanowaniem. Wzbudzał niepokój, gdyż jak inaczej można odbierać człowieka, który tak spokojnie sobie siedzi w miejscu takim jak to, czytając książkę i pijąc zdecydowanie lepsze, niż w standardzie wino? Jeden z pijaków próbował się dosiąść do tego nietypowego grona, praktycznie po dwóch sekundach leżąc z rozwaloną twarzą na deskach. Zero finezji, zero profesjonalizmu, tylko brutalna siła. Osiłek poprawił kamizelkę i usiadł z powrotem do stolika.
Jeden z ludzi pana K, miejscowej szumowiny, która miała dostęp do wielu sznurków. Nie jedyny herszt złodziei działający na tym terytorium, jednak podobno jeden z brutalniejszych. Zbierał pod sobą najlepszych, parał się grabieżami, szantażami oraz zabójstwami. Od jakiegoś czasu próbował cię zrekrutować albo przynajmniej namówić na rozmowę. Pytanie czy brak gotówki przekona cię do zmiany zdania, czy zostaniesz przy swoim.

Morti zaklął szpetnie przekonując się, że to naprawdę zły wieczór dla niego. Najpierw stracił sporą gotówkę inwestując w zakład, który tylko z pozoru był doskonały. Przelicznik był zbyt piękny by mógł być prawdziwy. Jednak nie sądził, że ktoś mniejszy i zdecydowanie słabiej zbudowany może tak się bić. Może powinien wrócić do gry w karty? Do tego jak do tej pory ukradł ledwo trzy sakiewki, zdobywając garść miedziaków i parę srebrników. Co to właściwie za zarobek? Póki co przeciskał się między ludźmi, obserwował, szukał okazji – jak to on. Jego uwadze nie uszedł fakt, że w jednym z miejsc siedzieli przedstawiciele gildii. W końcu go dopadną, gdyż żadna frakcja nie tolerowała długo indywidualistów na swoim terytorium. Tylko czy mu się to opłaci? Warto było zachować życie albo przynajmniej palce. Jednak trzeba wyrabiać normy, a z tego co się zdobędzie oddawać lwią część. Póki co bardziej opłacało się jeszcze balansować na krawędzi. Przechodząca obok niego dziewka służebna uśmiechnął się do złodziejaszka, a ten prawie na nią nie zwymiotował. Był zdecydowanie za trzeźwy, a to było wynikiem faktu – że pijany gówno upoluje. Był tutaj służbowo, jakby nie patrzeć. Hm, ta sakiewka wyglądała na pękatą.
Łotrzyk ruszył niczym tygrys przez wysokie trawy do upatrzonego celu.


-------------------------------------------------------------------------------
Postać: Mortimer
Profesja: Złodziej

Offline

 

#4 2016-10-13 22:19:34

 Eternity

Administrator

Re: Bezpańskie psy [WH]

Hałas, smród, wszystko znajome, wszystko takie samo jak wszędzie gdzie przebywał, burdel, dom, alejki miasta, nory  starych wyjadaczy, karczmy jak ta. Wszystko tak samo śmierdziało, jednak to mu nie przeszkadzało, znajdował w tym poczucie bezpieczeństwa, bo to miasto, te uliczki, t6e zaułki, te ponure miejsca, to był jego dom, jego miejsce na ziemi. Splunął ponownie mieszanką krwi i śliny. Rzucił dwa srebrniki na drewno lady, przepłukał gardło paskudnie rozwodnionym piwskiem i spokojnie siedział dalej ocierając krew z rąk orz twarzy. Kar4czmarzynie nic nie odpowiedział, jedynie wzrokiem przemknął w kierunku gdzie wydawało mu się, ze właściciel karczmy wskazuje. Wspomnienia wypełzły na powierzchnie. Krew, błoto, ostrza błyskające w świetle księżyca i śmiech, paskudny, maniakalny śmiech wypełniający powietrze, jego śmiech. Potrząsnął głową. Ścierwo, słowo, które przemknęło mu przez głowę, jednak żądna krwi bestia zwana gniewem, dalej warczała i szczerzyła kły, jednak tyo nie był czas, nie miejsce. Nie chodziło o tego maluczkiego, człowieczka czytającego książkę, nie, chodziło o jednego z osiłków, jednak o tym kiedy indziej, teraz ponownie łyknął sikacza, w głowie toczyła się chwilowa batalia myśli pomiędzy podejściem, porozmawianiem, przyjęciem oferty, a dalszą próbą życia na własną rękę. Niestety  może stety lekki mieszek wraz z kończącymi się niezwykle szybko zapasami srebra przeważyły nad tym aby jednak ruszyć własne dupsko.
- Jednak pogadam, ale jeśli czego i co mi się nie spodoba, krew się poleje – nie była to groźba, nie było to zapewnienie żadne, ze tak zrobi, jedynie uprzedzenie, co karczmarz bardzo dobrze zrozumiał, wiedział doskonale, że czyjaś krew wyląduje na deskach, więc gdy Gref wstał, ten skinieniem, a po nim krzykiem dał znać posługaczkom. Gref nie marnował czasu, nie oszczędzał też nikogo, kto stał mu na drodze rozpychając się bezczelnie. Jeden z pijaczków wylądował na glebie, jeden próbował coś wskórać groźbą, lecz strzał prosty w szczękę, szybko zatrzymał jego zapędy. Zalany krwią i ze złamanym nosem, potoczył się gdzieś w tłum. Gref kroczył dalej, po kilku chwilach stanął przy stoliku tej gnidy. Bez najmniejszego strachu czy oporów siadł dokładnie naprzeciw człowieczka z książką. Dwóch osiłków miało już zareagować, miało już posunąć się do rękoczynów, jednak długie, zakrzywione ostrze noża wbite niezwykle szybko w blat stolika ostudziło ich. Wiedzieli nie z drugiej ręki co potrafił tym nożem, a także co bez niego. Siedli z powrotem na własnych dupach, jednak dłonie spoczęły na okutych metalem, utwardzonych pałkach wiszących przy pasach.
- Szukałeś, mnie pono, pono chciałeś gadać? Co tako jako o uszy mnie się obiło, więc przylazłem. – rzucił wyrywając nóż z drewna i układając go na blacie. Prawica nadal spoczywała na rękojeści pokrytej skórzanymi, wytartymi pasami skóry. Obiekt do, którego skierował słowa, upił pierwej łyk wina, zdając sobie nic nie robić z zaistniałej sytuacji, by po chwili powoli unieśc wzrok znad otwartej księgi, i wbić spojrzenie kaprawych oczek w tego, o którego od dłuższego czasu mu chodziło. Jeden z niewielu, jaki jeszcze pracował na własną rękę, wolny strzelec jak to mawiali, ale to właśnie miało się zmienić.
- Owszem, a teraz p[przyszedłeś, i nawet nie musiałem nikogo po ciebie wysyłać – tutaj wykwitł na mordzie gnidy wredny uśmieszek.
- ano nie musiałeś, a może juże Ci się znudziło posyłać swoich ziomków jak świnioki prosto w ręce rzeźnika. – ton głosu zwyczajny, żadnej groźby, żadnej agresji, ot jakby ucinali sobie przyjacielską pogawędkę nad kuflem piwa. Uśmieszek na ryju mendy nieco zmarniał, jednak nie znikł. Gref nigdy dobry w używaniu słów nie był, wolał kiedy miast ustt przemawiały pięści, przemawiały ostrza, a krew lała się obficie. Dopił szczyny nazywane tutaj piwem, po czym obwicie sobie beknął.
- Jednak wracając do interesu, oto przylazłem, jestem, gadajmy.


______________________________________________

http://pics.tinypic.pl/i/00432/o8yjigbxrfgk.jpg

Offline

 

#5 2016-10-15 13:24:22

 Nomek

Administrator

Re: Bezpańskie psy [WH]

W tej całej, zaistniałej sytuacji było coś maniakalnie zabawnego, jednak nikt o zdrowych zmysłach nie wiedział co. Spokój i opanowanie mieszały się z niepokojącym uczuciem napięcia, że jedno słowo, jeden gest mogły wszystko zmienić, a z pozoru przyjazna pogawędka mogłaby się zakończyć rzezią. Co innego uprzejmie odmawiać gildii Czarnych Masek, co innego oficjalnie z nimi zadrzeć. To, że wśród tych typów nie brakowało osiłków, łomignatów oraz prostych zabijaków było powszechne, jednak wśród tej całej hałastry byli również tacy jak elegancik siedzący przed tobą. Zawodowi, zimnokrwiści mordercy. Z natury przebiegli, szybcy i sprytni wykorzystywali cały wachlarz brudnych sztuczek, technik oraz środków, aby posłać delikwenta na tamten świat. To ten typ przy którym człowiek musi patrzeć za plecy, co pije i gdzie odwraca wzrok. Krótka wymiana spojrzeć, parę rzuconych w lekkim duchu słów. Napięta jak cięciwa łuku atmosfera.
-Jakże cudownym i strasznym narkotykiem jest gotówka, prawda? To przez nią ludzie łamią swoje zasady, wyrzekają się honoru i osobistych zasad. Potrafią przełknąć wstyd i upokorzenie, aby tylko mieć kilka metalowych krąż z wybitą na nią mordą martwego przywódcy państwa. - Książka, którą odłożył była dobrej jakości, o zdobionych brzegach i chyba paru ilustracjach w bieli oraz czerni. Ktoś by powiedział: niepotrzebny, drogi luksus, jednak były kasty dziwaków, które nie potrafił normalnie spędzać czasu oraz dysponować dużą gotówką.
-Rad jestem, że jednak zdecydowałeś się wysłuchać do końca naszej oferty. - Zapadła chwila ciszy pomiędzy wami, chociaż otoczka hałasu trwała w najlepsze. To właśnie te wrzaski, krzyki oraz rozróby sprawiały, że mogliście rozmawiać swobodnie. Niemiłosiernie brzydkie i przerośnięte karki patrzyły na ciebie tępo, tak jakby spodziewając się, że wywoła to na tobie jakieś wrażenie.
-Jak wiesz konkurujemy z jeszcze jedną gildią o wpływy. Ich metody są słabe i niezbyt skuteczne, jednak osiągają na pewnych polach sukcesy. Od jakiegoś czasu na rynku pojawił się nowy, gruby gracz. - Chudzielec o krótkiej, rzadkiej koziej bródce bawił się zawartością kielicha, wprawiając płyn w ruch wirowy.
-Niewiele o nich wiemy, póki co. Są bogaci i wpływowi, zaczynają nabierać władzy. Fakt, że pojawili się tak niespodziewani na rynku i że tak dobrze sobie radzą bez "naszej" pomocy, jest co najmniej zadziwiające. Musimy na nich wpłynąć, inaczej stracimy twarz, a reszta kupców zacznie się stawiać. - Na myśl o tym elegancik skrzywił się nieprzyjemnie, przenosząc wzrok na nóż.
-Mają też podobno zadziwiająco dobrą ochronę. Podobno wierną i nieprzekupną. Śmierdzi mi to, ale póki nie dowiemy się gdzie jest gówno - nie będziemy niepotrzebnie krakać. - Westchnął cicho skupiając uwagę na mało znaczącym robaku, który począł polować na znajdujące się w sakiewkach miedziaki. Płotka pomyślał, która niebezpiecznie szybko zbliżała się do terytorium rekinów.
-Jeden z ważniejszych przedstawicieli zawita do Sprośnej Różyczki - znałeś ten burdel bardzo dobrze, chociaż mogłeś w nim być z raz? Cholernie dobre kurwy, ładne, młode, pachnące, a przybytek niczym królewskie salony. Wszystko to sprawiało, że cena za nockę była równie królewska.
-Może mieć ochronę. Masz tam wpaść, obić go, okaleczyć co tam chcesz. Ma przeżyć, ma wiedzieć, że to my i przekazać to innym. Im lepiej to wyjdzie, tym większa szansa, że przyjdą z płaczem do nas. - Zostawała kwestia ceny rzecz jasna.
-Płacę ci złotą koronę za podjęcie się zadania. Jeśli zrobisz robotę dobrze, pojawi się sporo jej przyjaciółek. Dość byś mógł wpaść po robocie do Różyczki. - Nieprzyjemny uśmiech zakwitł przed twoimi oczyma, dowód na to, że nic z tego nie może zakończyć się dobrze. Sama zaliczka wydawała się przesadnie wysoka.

Morti nie miał dzisiaj zdecydowanie szczęścia. Parę miedziaków, kilka sztuk srebra, a do tego mnóstwo osobistych drobiazgów o żadnej wartości. Królicza łapka? Stare kości do gry? Kilka zepsutych zębów? Kto trzyma w sakiewkach takie rzeczy? Nawet zabrany przelotem nadziak był brudny i podrdzewiały. Znak, że pęknie w połowie przy lepszym pchnięciu. Szlag by to wszystko miał trafić! Krążąc tak po okolicy, przepychając się jak wąż między baranami mimo woli trafił w pobliże naprawdę interesującej rozmowy. Był jednym z trzeźwych sukinsynów, który posiadał przy tym niezły słuch. Kroiło się coś grubego, pieniądze miały być z tego też niezłe. Chodziło o morderstwo? Zawiesił ramię na jakimś pijaku, który odruchowo zrobił to samo i począł mu wrzeszczeć do ucha historię życia. Warknął, próbował się skupić na roli pijaczka, przy jednoczesnym wychwytywaniu kolejnych informacji. Nie było ich póki co wiele, a idiota z którym stał skutecznie mu te łowienie utrudniał. Tak czy siak był jednego pewien - interesy gildii, czyli grubo.


-------------------------------------------------------------------------------
Postać: Mortimer
Profesja: Złodziej

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.pdhparafialnadruzyna.pun.pl www.blackcherry.pun.pl www.koniec-gry.pun.pl www.blekitniforum.pun.pl www.ninjaway.pun.pl